Tekst oraz zdjęcie dzięki uprzejmości: Portal informacyjny żeglarskie.info

Andreas Henriksson 2012 06 17

Andreas Henriksson – komandor Yacht Klubu Polonia Skandynawia.

Andreas Henriksson: Szwedzi są oczarowani Polską

Yacht Klub Polonia Skandynawia powstał 2008 roku w Malmö. Od kilku lat konsekwentnie wspiera polskich żeglarzy i promuje polskie wybrzeże wśród Szwedów. O rejsach na Pomorze Zachodnie, członkach klubu i planach na przyszłość rozmawiamy z założycielem i komandorem klubu, Andreasem Henrikssonem.

– Właśnie zakończył się organizowany co roku przez Yacht Klub Polonia Skandynawia polsko-szwedzki rejs po marinach Pomorza Zachodniego. Skąd wziął się pomysł na taką imprezę?

– Od początku istnienia klubu, zrzeszającego żeglarzy polonijnych mieszkających w południowej Szwecji, nasi członkowie żeglowali do Polski. Z czasem w tych rejsach zaczęli uczestniczyć również szwedzcy żeglarze. W statucie mamy wpisane propagowanie historii polskiego żeglarstwa, promowanie Polski jako celu turystycznego dla szwedzkich kolegów. W Malmö organizujemy wykłady i prelekcje dotyczące polskich marin. Pokazujemy zdjęcia, opowiadamy o nowych miejscach, które się nad polskim Bałtykiem pojawiają. Sami jesteśmy zaskoczeni prędkością i intensywnością zachodzących zmian. A raz do roku organizujemy rejs do Polski, żeby te mariny odwiedzić.

– Ile jachtów uczestniczyło w tegorocznym rejsie?

– 27.  20 jachtów to byli rdzenni Szwedzi. Cała grupa liczyła 60 osób.

– Pływacie głównie po Pomorzu Zachodnim. A co z marinami Pomorza Wschodniego?

– Władze Zachodniopomorskiego bardzo nam pomogły przy organizacji tych rejsów – w wyborze marin, rezerwacji miejsc, planowaniu dodatkowych atrakcji. W Wolinie byliśmy w skansenie Wikingów i Słowian, który bardzo się Szwedom podobał. Ale nie zaniedbujemy pozostałych części polskiego wybrzeża. Część naszych szwedzkich kolegów, zaopatrzona przez nas w potrzebne informacje, właśnie płynie w stronę Trójmiasta. Są oczarowani Polską.

– Jak powstał Yacht Klub Polonia Skandynawia?

– W 2008 roku kupiłem jacht pełnomorski. Kiedy szukałem dla niego miejsca w porcie, zauważyłem, że w południowej Szwecji jest duża polonia żeglarska, ale nie ma żadnego klubu czy stowarzyszenia, który by ją gromadził. Stąd pomysł zawiązania takiego klubu. Skontaktowałem się z kilkoma wcześniej poznanymi polonijnymi żeglarzami i Yacht Klub Polonia Malmö – bo tak się początkowo nazywaliśmy – stał się faktem. Po roku było nas 25 osób, a obecnie klub liczy 80 członków. Mamy ponad 25 jachtów, ale są to armatorskie jednostki.

– Klub stale zwiększa liczbę członków. Jak to robicie?

– Są trzy drogi. Dobra praca sama się sprzedaje – coraz więcej ludzi o nas słyszy – że grupa wesoła, kolorowa, że organizujemy imprezy, w których mogą wziąć udział także osoby bez własnego jachtu. Druga droga to media – dzięki facebookowi na przykład łatwo jest się z nami skontaktować. No i po trzecie jesteśmy członkiem szerszej organizacji – Zrzeszenia Organizacji Polonijnych w Szwecji – i dzięki temu jesteśmy znani i uznani.

– W ostatnich miesiącach zmieniliście nazwę z Yacht Klubu Polonia Malmö na Yacht Klub Polonia Skandynawia, dlaczego?

– Po pierwsze klub zrobił się duży. Założyliśmy go w 2008 roku na bazie żeglarzy z Malmö i okolic, więc ta nazwa była naturalna, ale teraz prowadzimy działalność także po drugiej stronie cieśnin sundzkich, w Kopenhadze, gdzie mamy trzech członków. A po drugie – jesteśmy ambitni – chcemy być widoczni w całej Szwecji, w Danii, na świecie… Zgłaszają się do nas polonijni żeglarze nawet z Niemiec.

– Członkami klubu są żeglarze polonijni. Od jak dawna obecni w Skandynawii?

– Skupiamy głównie emigrację z lat 70. i 80, ze stażem żeglarskim jeszcze z Polski. Nie lgną do nas ci nowi, przybyli tu po 2000 roku. Oni się tu jeszcze odnajdują, dużo pracują, robią kariery. Zresztą historia się powtarza, bo my też pierwsze lata spędziliśmy na urządzaniu się w Szwecji i nie było czasu ani pieniędzy na żeglarstwo. Sądzę więc, że po jakimś czasie do nas przyjdą. Ja sam miałem dużą przerwę w żeglarstwie, ponad 20 lat, zanim zdecydowałem, że mam na tyle dużo wolnego czasu, że mogę do pływania wrócić.

– Skąd czerpiecie fundusze na funkcjonowanie?

– Utrzymujemy się ze składek członkowskich, bardzo niskich zresztą. Staramy się mieć jak najmniej kosztów. Nie mamy własnego lokalu, jesteśmy bardziej siecią żeglarzy, którzy komunikują się i skrzykują w jakimś porcie. Pracujemy społecznie. Nie mamy dużych wymagań, najważniejsze, żeby się spotkać i wesoło spędzić czas. Z zazdrością patrzymy na kluby polskie, zauważając oczywiście ich trudności finansowe, że znajdują sponsorów i mają dotacje od władz lokalnych. My na takie dotacje nie mamy szans. Ale na nasze rejsy dostaliśmy niedużą pomoc organizacyjną.

– Zajmujecie się również szkoleniami?

– Myślę, że w klubie, który ma 80 starszych członków, trudno myśleć o szkoleniu. Zresztą w Szwecji to wygląda inaczej niż w Polsce. Tu więcej człowiek uczy się sam, ponieważ dla jachtów do długości 12 metrów i szerokości 4 nie ma obowiązku patentów. Co nie oznacza, że ludzie  nie umieją żeglować.

– Jakie widzi pan podstawowe różnice między żeglarstwem polskim a szwedzkim?

– Trudno odpowiedzieć. Indywidualne pływanie w Szwecji jest bardziej popularne. W Polsce, a przynajmniej ja tak to odbieram, jest więcej zorganizowanych rejsów, a w klubach – szersza działalność szkoleniowa ukierunkowana na młodzież. Tego nam trochę brakuje.